30 sierpnia 2010

złośliwa infekcja

Dopadła mnie złośliwa infekcja. Marznę, zamarzam, zmarznięte mam kości i mięsnie i płyny ustrojowe. Cale ciało mam obolałe, niepokojone przez dreszcze. Zawroty głowy, migrena, mętlik w głowie. Fatamorgana i oniryzm.
Zanim wykonam jakikolwiek ruch, obliczam jego wartość. Cały wieczór skulona w rogu sofy starając się utrzymać ciepłotę ciała. Słyszę ich, ale nie słucham. To niegrzeczne tak się przysłuchiwać nie zabierając głosu w dyskusji. Uparcie przekrzykują biały szum, dziwacznie gestykulują. Co chwile trące watek, co chwile mój system się hibernuje. A oni niezmiennie mielą językami. O tym i o owym, o niczym w istocie szczególnym, ale rozmowa się nakręca spontanicznie, tematy zmieniają jak w kalejdoskopie, nawet nie będziemy pamiętać, o czym mówiliśmy.
Wołałabym zniknąć, najlepiej rozpłynąć się w powietrzu.
Rytm dnia wyznaczają trzy garści kolorowych tabletek popite szklanka wody. Mówisz, ze wszystko jest w głowie? Zatem niewystarczająco mocno wierze w skuteczność tych pigułek.
Już wczoraj czułam zbliżająca się chorobę, ale co tam, wciąż mogłam palić, wyjść na zewnątrz, skonfrontować się z nieznajomym tłumem w metrze.
Dzisiaj chodzę jak paralityk, skulona do wewnątrz, jak małe, płochliwe zwierzątko.
"Obniżona odporność, chujowa pogoda, a do tego jesteś taka chudziutka".
Wszelki głód został uśpiony - kofeinowy, nikotynowy, no i ten zwykły. Milczy, ale i tak zaparzyłam kilka kaw z przyzwyczajenia, rozmawiając przez telefon musiałam zając czymś ręce, no i przecież musze jeść w takim stanie.
3 koce, 3 garści lekarstw, 9 godzin snu, 0 apetytu, słodkie słowa przez telefon do poduszki. Potrzebuje kogoś, kto zaparzy mi herbatę z miodem i cytryna, zmusi do połknięcia czosnku, przyniesie termofor, poprawi koc. Taka jestem samodzielna, niezależna i nowoczesna, ale chorując potrzebuje czułości, bliskości i opieki. Wyzdrowiałabym szybciej, gdyby miał mnie, kto rozpieszczać!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz